Nie lubiłam, kiedy wyjeżdżał. Nie
lubiłam zostawać sama. Z wielką chęcią razem z nim wybrałabym się na te
konkursy. Nie mogłam i to było najgorsze. Jeszcze wtedy nie mogłam. Nie lubiłam
też się żegnać. Stałam właśnie przytulona do niego. Obejmował mnie swoimi silnymi ramionami i
wydawało mi się, że z chęcią i on nie puszczałby mnie. Zacisnęłam dłonie na
jego kurtce i wtuliłam się jeszcze bardziej. Kątem oka dostrzegłam Michaela,
który całował Claudię. Uśmiechnęłam się pod nosem, a później uniosłam głowę i
delikatnie pocałowałam usta Stefana. Poczułam jak się uśmiecha, a później
oddaje pocałunek z równą delikatnością. W takich momentach moje nogi były jak z
waty i cieszyłam się, że brunet mnie trzymał. Gdyby było inaczej z całą
pewnością leżałabym na ziemi.
- Będę tęsknił za tym – poczułam
jak przesuwa nosem po moim policzku. – Wrócę i wszystko zaczniemy wtedy, w
porządku? – spojrzał w moje oczy. Pokiwałam jedynie delikatnie głową na znak
zgody. – Twoi rodzice pewnie mnie znienawidzą – zaśmiał się, a ja spojrzałam na
niego pytającym wzrokiem. – Zabieram ich maleńką, ukochaną córeczkę.
- Maleńką? – uśmiechnęłam się
szeroko. – Chyba kilkanaście lat temu.
- Dla nich zawsze będziesz
maleńką i ukochaną córeczką – powiedział i pogładził mnie po policzku. Moje
ciało wciąż reagowało na jego dotyk z takim samym zachwytem jak wcześniej.
Miałam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni. – Dla mnie zawsze będziesz
najpiękniejszą, najcudowniejszą… - przysunął usta do mojego ucha i szeptał. –
Najseksowniejszą, najbardziej uroczą, o największym sercu, ukochaną.
- Widzę, że znów ujawnia się pana
urocza strona, panie Kraft – znów się uśmiechnęłam.
- Tylko przy pani, panno Hayboeck
– musnął moje usta. – Przy innych muszę być twardy – zaśmiał się.
- Przy mnie jesteś twardy dość
często – szepnęłam i się zachichotałam. Jak się spodziewałam tak się stało,
Kraft szybko zrozumiał o co mi chodziło, a na jego twarz wkradł się nawet
rumieniec.
- Twój brat wciąż na nas patrzy.
Coś czuję w kościach, że szykuje się poważna rozmowa w hotelu.
- Boisz się? – uniosłam brwi.
- Jestem trochę przerażony. Nawet
nie wiesz jaki opieprz już raz od niego dostałem
- Spokojnie, bo on dostaje ode
mnie – wtuliłam się w niego i zaczęłam jeździć dłonią po jego plecach. Stefan
przysunął swoje wargi do mojego czoła, a ja przymknęłam oczy. Nie mam pojęcia
jak długo tak trwaliśmy. – Kocham cię, już nie mogę się doczekać, aż wrócisz
- Też cię bardzo kocham, Claro.
Nie rozumiem jak można kogoś kochać tak bardzo, jak można stracić głowę dla
jednej osoby. Jestem taki szczęśliwy z tobą, tak bardzo – złożył pocałunek na
moich ustach. – Jesteś moim największym skarbem
- Chyba musisz już iść – westchnęłam.
- Zadzwonię wieczorem – musnął moje
usta.
- Bądź grzeczny – powiedziałam,
kiedy już odchodził ode mnie. Zrobił kilka kroków, ale potem odwrócił się i
podszedł do mnie, przygniótł moje wargi swoimi i mocno mnie objął.
- Teraz mogę iść – puścił mi
oczko i chwilę później już go nie było.
Jak zwykle, Kraft zostawił mnie z,
walącym jak oszalałe, sercem i trzęsącymi się nogami.
*
Po drodze do domu wstąpiłam do
supermarketu. Miałam ochotę zrobić obiad dla rodziców i siebie. Lubiłam gotować
i mówiąc nieskromnie, byłam w tym świetna. Czasami się zastanawiałam czy nie
powinnam się tym zając bardziej zawodowo. Chociaż wolałam gotować dla rodziny i
Stefana. Robiąc zakupy dostrzegłam Marisę przy stoisku z ubrankami dziecięcymi.
Zmrużyłam oczy, zastanawiałam się co tym razem kombinowała. Nie chciałam
jednak, żeby mnie zobaczyła, bo była zdolna do wielu rzeczy. Ostanie czego
chciałam to kłótnia z byłą dziewczyną mojego ukochanego. Niestety, blondynka
mnie dostrzegła i spojrzała z chęcią mordu.
- O proszę, złodziejka chłopaków!
– krzyknęła podchodząc do mnie. To było żałosne jak się zachowywała. Tym
bardziej, że to przez nią rozpadł się ich związek. Głupi babsztyl. – Proszę,
proszę. Powodzi się, co? – wskazała na zakupy w koszyku. – Za pieniądze
Stefana! Nie jest ci głupio?
- Tobie powinno być głupio – powiedziałam
i chciałam ją wyminąć, ale złapała mnie za ramię. – Zostaw mnie, Mariso.
- To ty zostaw Stefana. On jest
mój! Kocha mnie
- Czy ty się słyszysz? –
próbowałam być spokojna. – Zdradziłaś go, złamałaś mu serce
- Jeszcze zobaczysz, że wróci do
mnie. Zobaczy z czym ma do czynienia – machnęła dłonią w moją stronę i
zlustrowała mnie wzrokiem. – Jesteś nikim, Hayboeck. Nie zasługujesz na niego
- Możliwe, ale ty tym bardziej na
niego nie zasługujesz.
- ON JEST MÓÓÓJ! – krzyknęła i tupnęła nogą jak mała dziewczynka,
kiedy zostawiłam ją na środku sklepu.
W środku gotowałam się. Czy ona
naprawdę była taką desperatką? Czy z jej głową na pewno wszystko było w
porządku? Próbowałam się uspokoić, ale moje starania spełzły na niczym.
Wszystko dookoła mnie denerwowało. Miałam ochotę krzyczeć i dać w twarz
pierwszej napotkanej osobie.
*
- Co za idiotka!
Siedziałam właśnie na łóżku,
oparta o ścianę i rozmawiałam przez telefon z Alexem. Opowiedziałam mu o
sytuacji z supermarketu i wiedziałam, że gdybym mogła widziec jego minę, rozbroiłby
mnie. Nie chciałam na razie wspominać o Marisie Stefanowi, chciałam, żeby
skupił się na skokach, a nie zaprzątał sobie głowy moimi problemami. Chociaż z
drugiej strony, to był także jego problem. Musieliśmy sobie z tym jakoś poradzić,
ale pomyślałam, że zrobimy coś z tym, kiedy już Kraft wróci.
- Nie mam pojęcia czego mogłabym
się po niej jeszcze spodziewać. Przecież ona jest chora. Nikt normalny się tak
nie zachowuje.
- Mówiłaś Kraftowi?
- Nie – pokręciłam głową. – Powiem
mu, jak już wróci. Niech się teraz skupi na pracy
- Jak mógł w ogóle z nią być? Przecież ona jest niebezpieczna dla
otoczenia! – nie mogłam zaprzeczyć, ale mimo wszystko, zaśmiałam się.
- Kochał ją – nie lubiłam rozmawiać
o niej, ale sama zaczęłam temat. Wiedziałam, że to prawda, bo naprawdę ją
kochał, i tak, ona pierwsza go miała. Tyle, że najważniejsze było to, że teraz
był ze mną i widocznie nie chciał nawet rozmawiać o poprzednim rozdziale
swojego życia.
- Kocha ciebie – głos brata wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia. – Jesteś miłością jego życia. Jeśli któreś z
was to zepsuje, będzie miało do czynienia ze mną.
- Do żadnego faceta nie czułam
czegoś takiego, co czuję do niego. Czy to głupie?
- Zazdroszczę wam, nie wiesz jak. To znaczy… Kocham Ann, ale no nie wiem…
To nie to samo co u was. Na kilometr widać, że się kochacie. Przy was chwili wysiedzieć
nie można, bo stężenie cukru w powietrzu jest większe niż w krwi cukrzyków. Wariujesz
jak go nie ma obok, on ma tak samo. A jak już się pokłócicie – zaśmiał się.
– Najlepiej nie wchodzić wam w drogę.
- Ej! – zaśmiałam się, ale miał
rację.
- A jak tylko cię skrzywdzi, to go zabiję
- Nie skrzywdzi mnie
- Matko – ziewnął. – Późno już.
Pewnie twój Romeo do ciebie dzwonił, ale oczywiście się nie dodzwoni, bo od
godziny rozmawiasz ze mną.
- Właśnie, Alex, idź już spać,
albo coś – pośpieszyłam go. – Pa!
*
Kiedy tylko Stefan wrócił, ciągle
się zastanawiałam czy powinnam porozmawiać z nim o dziwnej sytuacji z Probst. Nie
chciałam go martwic, ale nie mogłam przecież tego tak zostawić. Mimo wszystko byłam
osobą publiczną i wcale bym się nie zdziwiła jakby w jakiejś gazecie pojawiła
się plotka na ten temat.
- Co jest? Jesteś ciągle
nieobecna – poczułam usta Krafta na moim policzku, a jego dłonie obejmowały
mnie w pasie. – Mów mi
Odwróciłam się i oparłam o blat
kuchenny w domu rodziców mojego chłopaka. Nie wiedziałam co robić. Westchnęłam
i stwierdziłam, że musi wiedzieć. Opowiedziałam mu wszystko, kilka razy mi
przerywał i z każdą sekundą był coraz bardziej zdenerwowany.
- Mój Boże, Claro, tak cię
przepraszam – powiedział i ukrył twarz w dłoniach. – Nie mam pojęcia co mam z
nią zrobić. Nie chce dać mi… nam spokoju – westchnął.
- Może porozmawiaj z nią? –
zaproponowałam. Oczywiście nie uśmiechało mi się zostawienie Stefana z byłą sam
na sam, ale ufałam mu i wiedziałam, że nie zrobi nic głupiego.
- Spróbuję, ale nie obiecuję nic –
przytulił mnie do siebie jak małe dziecko. – Teraz powinniśmy wprowadzać się naszego
wspólnego domu, a nie…
Pocałowałam go i wtuliłam jeszcze
bardziej w niego.
- Nie denerwuj się już tak –
przejechałam dłonią po jego plecach. – Chcę spędzić czas z tobą, nie myśląc o
problemach.
- Fifa? – uniósł jedną brew, a ja
się zaśmiałam.
_________
Heej! :)
Dzisiaj (po tygodniowej przerwie) przychodzę z szesnastym rozdziałem.
Już jesteśmy baaardzo blisko końca.
Do kolejnego, buziaki :*