piątek, 27 listopada 2015

Rozdział IV

Siedziałam sama w domu. Michael wyszedł z Claudią na randkę i wiedziałam, że prawdopodobnie nie wróci na noc do domu. Wcale mu się nie dziwiłam, byli przecież parą, a ostatnio chyba nie mieli zbyt wiele czasu dla siebie. Alex za to poszedł po rozum do głowy i postanowił wytłumaczyć wszystko z Ann. Nie chciałam, żeby był smutny. Nienawidziłam patrzeć na niego w takim stanie, był wtedy taki przygaszony i w ogóle nie przypominał siebie. Chciałam, żeby między nimi znów było dobrze. Cała ta sytuacja z zazdrością trochę mnie denerwowała. Ja rozumiem, mógł być zazdrosny, ale żeby posuwać się do takich rzeczy? Czy on całkowicie zgłupiał? Rodzice byli w pracy, więc i oni nie mogli dotrzymać mi towarzystwa. Przez pewien czas biłam się z moimi myślami. Chciałam zadzwonić po Stefana, żeby przyjechał do mnie. Chociaż po ostatnich wydarzeniach postanowiłam zmniejszyć kontakt z Kraftem do minimum. Niestety zaczynałam czuć to czego nie powinnam. Krafti nie był mi obojętny i to mnie przerażało oraz przerastało. Przecież tak nie mogło być. Broniłam się rękoma i nogami, ale… To zaczynało być coraz silniejsze.
Nagle mój telefon, który trzymałam w dłoni, zadzwonił. Kiedy na ekranie zauważyłam, że to właśnie Stefan do mnie dzwonił, przez chwilę się wahałam. Ostatecznie postanowiłam odebrać. Może coś się stało i mnie potrzebował? Pff, ta, akurat.
- Halo?
- Hej – odezwał się, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. – Jesteś zajęta?
- Nie, nie jestem. Coś się stało?
- Pomyślałem, że… Może wpadłbym do ciebie, co? Możemy zagrać w Fifę, albo cokolwiek będziesz chciała.
Cokolwiek będziesz chciała. Och, gdybyś wiedział co bym chciała…
- Jasne, zapraszam – powiedziałam niemal od razu. Zgodziłam się, bo tak czy inaczej się nudziłam. Z brunetem mogłam przecież spędzić miło czas. - Jestem sama, więc przyda mi się jakieś towarzystwo – co ja plotłam?
- To do zobaczenia za… pół godziny?
- Czekam – zaśmiałam się i się rozłączyłam.
Pół godziny? W tym czasie zdążyłabym wyjechać poza Innsbruck, ale czy naprawdę chciałam uciekać? Przecież się zgodziłam, przecież chciałam spędzić z nim czas. Wszyscy mieli rację, a Alex już w szczególności. Michi mi dogryzał, ale tylko tyle. Nie miał o niczym pojęcia. Mój bliźniak znał mnie lepiej niż siebie i doskonale wiedział kiedy coś było nie tak. Tak jak w tamtej chwili.
Pół godziny minęło w zastraszającym tempie. Wydawało mi się, że zdążyłam jedynie przejść do salonu, gdzie zaniosłam także dwie szklanki z sokiem pomarańczowym. Stefan go uwielbiał. Kiedy tylko usłyszałam dzwonek do drzwi, zrobiłam kilka głębokich oddechów i otworzyłam. Od razu przeszliśmy do salonu, gdzie czekała już włączona gra. Kraft uśmiechnął się na ten widok i usiadł na kanapie, a potem podał mi jednego pada.
- Michi jest z Claudią? – zapytał marszcząc brwi, a ja skinęłam głową. – Dziwne. Ostatnio chyba się pokłócili, albo nie kojarzę dobrze.
- Nie wiem. Nic mi nie mówi – powiedziałam i wybrałam drużynę, oczywiście FC Barcelonę. Wybór Stefana też był oczywisty, FC Bayern.
Zaczęliśmy grę i tak jak poprzednio, Kraft nie grał na sto procent. Ograłam go 6:3. W następnym meczu grałam tak słabo, że brunet chyba zauważył, że nie chciałam wygrywać. Mecz zakończył się wynikiem 3:3, a po karnych wygrałam ja. Ostatni mecz przegrałam 4:2, ale wcale nie byłam załamana tym faktem. To tylko gra. Chociaż Stefan przyglądał mi się badawczo, jakby chciał sprawdzić czy się na niego nie obraziłam za to, że przegrałam. Zaśmiałam się, widząc to. Jak mogłabym się obrazić za coś takiego?
- To co teraz? Masz ochotę coś zjeść? – zapytałam, wstając z kanapy.
- Poczekaj, chciałem z tobą porozmawiać – zatrzymał mnie. Z powrotem usiadłam i spojrzałam na niego pytająco. Nie miałam pojęcia o czym mógł chcieć ze mną porozmawiać. Oczywiście miałam swoje podejrzenia, ale wolałam nawet o tym nie myśleć.
- Coś się stało? – zapytałam niepewnie, przyglądając mu się.
- Właśnie chciałem cię o to samo zapytać. Zachowujesz się inaczej, trzymasz dystans. Co jest? – zapytał, a ja spanikowałam. Musiałam przecież skłamać, nie mogłam mu powiedzieć. Nie teraz i nie w ten sposób.
- Nic – powiedziałam i zrobiłam głęboki oddech. – Nic się nie dzieje.
- Na pewno? Może to chodzi o skoki, co? Powiedz mi.
- Nie, to nie skoki – uśmiechnęłam się. – Wszystko jest w porządku, naprawdę.
Przysunął się do mnie, a ja poczułam zapach jego perfum. Złapał moją dłoń, na co uśmiechnęłam się szerzej. Spojrzał w moje oczy, unosząc kąciki ust.  Nagle usłyszałam trzask drzwi i jak oparzona odskoczyłam od Krafta. Do domu dosłownie wleciał Michael, który klął pod nosem, nawet nie racząc nas swoim spojrzeniem. Chyba jednak coś było nie tak między nim a Claudią. Mimo, że nie lubiłam jej, miałam nadzieję, że pogodzi się z Michim, bo on widocznie naprawdę ją kochał. Przecież nie jestem nim, żeby wybierać mu dziewczynę.
- To ja chyba już pójdę – powiedział brunet, marszcząc brwi.
- I tak nic mi nie powie – wzruszyłam ramionami. – Mógłbyś ty z nim porozmawiać. W końcu… no wiesz, on ci pomógł wtedy.
- No dobrze – powiedział zrezygnowany. – Niczego nie obiecuję, wiesz jaki on jest.
- Przed tobą się otworzy, idź – uśmiechnęłam się i odprowadziłam wzrokiem Stefana, który podążył schodami w górę do pokoju swojego przyjaciela.
Posprzątałam w salonie i poszłam do swojej sypialni. Martwiłam się o Michaela tak jak i o Alexa. Co tym idiotom strzeliło do głowy? No dobrze, nie miałam pojęcia jaki był powód kłótni z Claudią, więc możliwe, że wcale nie zawinił Michi. Jeśli chodziło o Alexa to nie wracał już od dłuższego czasu, więc byłam prawie pewna, że udało mu się wszystko wyjaśnić i przeprosić Ann. Kraft nie wychodził z pokoju przyjaciela od dłuższego czasu, więc znaczyło to, że jednak Michi się otworzył. Wiedziałam, że tak będzie. Uśmiechnęłam się do siebie leżąc na swoim łóżku, kiedy usłyszałam pukanie. W tym domu pukali jedynie goście. Chwilę później do środka wszedł Stefan i usiadł obok mnie. Spojrzałam na niego pytająco. Nie byłam jednak pewna, czy mi powie.
- Zerwali ze sobą – powiedział w końcu. – Powiedział też, że jest Hayboeckiem, a wy się nigdy nie poddajecie. Będzie walczył o nią.
- No i bardzo dobrze – uśmiechnęłam się. Od razu przypomniała mi się rozmowa z Alexem.
- Teraz naprawdę muszę już iść

*

Wieczorem siedziałam w pokoju pod ciepłym kocem i czytałam książkę. Uwielbiałam tak spędzać czas. Niestety jeszcze jakiś czas temu nie miałam na to szans. Ciągłe wyjazdy i treningi nie pozwalały mi na to. W pewnym momencie musiałam oderwać się od  lektury, ponieważ mój telefon zadzwonił. Nawet nie patrząc na ekran, odebrałam.
- Hm?
- No witam, moją cudowną siostrę – usłyszałam śmiech mojego najstarszego brata.
- Co znowu chcesz? Mam ci wyprać coś czy wyprasować koszulę? – zachichotałam.
- No wiesz co? Potrafię prać – powiedział oburzony. – Co robisz jutro?
- Zależy o co chodzi.
- O nic. Tak pytam z ciekawości – akurat, jakoś mi się nie chce wierzyć. – No to jak, co robisz?
- Jeszcze nie wiem. Chyba spotkam się z Morgim – wzruszyłam ramionami, a potem zaśmiałam się w duchu. Przecież mnie nie widział.
- A Kraft nie będzie zazdrosny? – zaśmiał, a ja wywróciłam oczami. Nawet on.
- Ty też? Przyznaj się, że to Alex ci jakiś głupot nagadał
- Tam zaraz nagadał… Wymsknęło mu się parę zdań
- Wymsknęło? Parę? Czy my na pewno mówimy o jednej osobie? – zaśmiałam się.
Nagle drzwi się otworzyły i w progu ustał właśnie wspominany Alexander. Kiedy tylko dojrzał uśmiech na mojej twarzy i telefon przy uchu, szepnął, że nie przeszkadza i uciekł.
- Dobra, Claruniu. Spadam do pracy.
Kiedy tylko usłyszałam zdrobnienie mojego imienia, miałam ochotę go zabić. Stefan doskonale wiedział, że tego nienawidziłam.
- Spadaj, Stefciu – powiedziałam przesłodzonym głosem. Mogłam się założyć, że wywrócił oczami. Rozłączyłam się i ruszyłam w stronę pokoju Alexa.
- Co chciałeś? – zapytałam i położyłam się na jego łóżku. – Rozmawiałam ze Stefanem.
- Uuu – zarechotał.
- Nie tym, twoim bratem, idioto – wywróciłam oczami. – No to? Co chciałeś? Pogodziłeś się z Ann?
- Przesłuchanie? – zapytał i padł obok mnie z szerokim uśmiechem. – Pogodziliśmy się, ale Ann powiedziała, że jeszcze jeden taki numer i koniec.
- No wybacz, ale przesadziłeś.
- Rozmawiałaś z Kraftem? Powiedziałaś mu? – zapytał, a ja zmarszczyłam brwi. – Że go kochasz!
- Dobrze się czujesz?
- Doskonale! Za to ty chyba nie bardzo. Musisz mu powiedzieć, przecież on sam wszystkiego nie zrobi. I tak się stara, ale nie… księżniczka wiecznie niezadowolona – prychnął.
- Nie jestem księżniczką – zdenerwowałam się. – Nie powiem mu. W końcu on jest facetem, to on powinien.
- To nie średniowiecze, grubasku – powiedział klepiąc mnie po brzuchu. – Jak mu nie powiesz to dowie się z innego źródła.
- Nie zrobisz tego – podniosłam się i spojrzałam na brata groźnie.
- Jak nie będę miał wyjścia, owszem, zrobię.

_____________

Cześć i czołem! :D
Oddaję w Wasze łapki czwarty rozdział, który mimo długości, nie jest zły. Zapiszcie to sobie gdzieś - nie narzekam xD
Tyle ode mnie, buziaki :*

piątek, 20 listopada 2015

Rozdział III

Kiedy obudziłam się następnego dnia, poczułam przykre skutki picia alkoholu poprzedniej nocy. Moja słaba głowa miała problemy nawet z małą ilością. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać, ale znając moją rodzinkę, któreś zaraz pomyślałoby, że coś się dzieje. Wyszłam z łóżka i poszłam wziąć zimny prysznic, który miał mnie postawić na nogi. Nie wyszło tak jakbym chciała, ale chociaż odrobinę było lepiej. Przebrałam się i zeszłam do kuchni, gdzie zastałam mamę gotującą obiad. Przez chwilę zastanawiałam się, która to godzina, ale rodzicielka mnie wyręczyła.
- Ktoś wczoraj imprezował – zaśmiała się, krzątając się po pomieszczeniu. – Wiesz, że jest dobrze po czternastej? – zapytała, kiedy akurat piłam wodę. – Kac? Dobrze, że robię rosół.
- Mówiłam ci, że jesteś najukochańsza, mamo? – przytuliłam ją i cmoknęłam w policzek.  – Chłopacy na treningu?
- Zaraz wrócą – posłała mi ciepły uśmiech, kiedy oparłam się o blat kuchenny.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, a później usiadłam na kanapie i wzięłam do ręki pierwszą lepszą książkę. Nie dane było mi jednak czytanie dłużej niż dziesięć minut, ponieważ drzwi wejściowe się otworzyły, a do środka weszli rozweseleni Michael i Alex. Przekrzywiali się wzajemnie, a moja głowa eksplodowała.
- O, jest i nasza imprezowiczka – zarechotał Alex i wyrwał mi książkę z dłoni. – Jak tam głowa?
- Boli – jęknęłam. – Oddaj mi to – spojrzałam na niego błagalnie.
- I tak wyglądasz lepiej niż Kraft – obok mnie usiadł Michi i zaśmiał się.
- No bo oni byli razem! – powiedział mój bliźniak jakby skarżył się pani nauczycielce, że ktoś go zaczepia. – Czyżby pan Kraft ukrył ten jakże istotny fakt przed swoim najlepszym przyjacielem? – dodał widząc pytająco minę brata.
- Ty i Stefan… - zaczął Michael nie wiedząc jak ubrać w słowa to o czym chciał się dowiedzieć. – Wy… Jesteście parą? – zapytał marszcząc brwi, spojrzałam na niego ze zdziwieniem, a Alex runął ze śmiechem na podłogę.
- Co? Nie – powiedziałam i wysłałam mu błagalne spojrzenie. – Dobra chłopacy, co wy ćpacie? Serio, najpierw Alex, teraz ty? Nic mnie nie łączy ze Stefanem, jasne?
- Ja i tak wiem swoje – zarechotał mój bliźniak i ruszył schodami na górę.
- Na pewno? – zapytał poważnie Michi, a ja wywróciłam oczami i się uśmiechnęłam.
- Tak, na pewno.
- Mnie osobiście to nie przeszkadzałoby, gdybyście byli parą, a nawet, powiem ci siostrzyczko, chyba nie byłoby tak źle. Chyba się lubicie, poza tym Stefan jest wolny, ty też, więc… – objął mnie ramieniem, a ja spojrzałam na niego i pokręciłam głową.
- Wstrzymaj konie – powiedziałam zirytowana, a blondyn tylko poczochrał moje włosy i tak jak Alexa chwilę później już go nie było.  

*

Tuż po obiedzie, który naprawdę mi pomógł, wyszłam na spacer. Nie miałam ochoty znów słuchać głupiego gadanie chłopaków. Denerwowało mnie to, a jeszcze bardziej to, że przez nich ciągle myślałam o Krafcie. Zastanawiałam się czy czułam coś do niego oraz czy może on czuł coś do mnie. Nie powinnam tego robić, bo zdawałam sobie sprawę, że to mogło sprawić, że naprawdę zacznę do niego coś czuć, a nie mogłam. Jak to by wyglądało jakbym zakochała się w przyjacielu brata? Jakbym z nim była, a potem nie wyszłoby nam i ucierpiałby Michael. Wielkie nie w stronę Stefana.
Spacerując po Innsbrucku zauważyłam Thomasa, przed którym tuptała mała Lilly, która w swojej kurtce,  czapeczce i bucikach, wyglądała jak mały pingwinek. Ściślej mówiąc – różowy pingwinek. Uśmiechnęłam się szeroko, a mała dziewczynka przytuliła się do moich nóg. Kucnęłam przy niej, poprawiłam opadającą na jej twarz czapkę i pocałowałam w czoło. Córka Morgensterna była najsłodszym dzieckiem świata, wszyscy ją kochali. Nawet Alex, który zarzekał się, że nigdy nie będzie miał dzieci.
- Gdzie idziecie? – zapytałam blondynkę, która uśmiechała się wesoło.
- Do palku. Tata mi obiecał, ze pozbielamy kololowe liski.  A tam jeśt ich duuuuzo! – powiedziała wymachując rączkami, na co się cicho zaśmiałam. – Są luzne… Cierwone, blonzowe i ziółte, wies? Weźmiemy wsystkie i ususymy.
- To super, Lilly. Wiesz ja też bym się z wami wybrała, mogę? – zapytałam, a mała pokiwała energicznie główką i złapała mnie za dłoń.
- Jak tam się czujesz, co? – zapytał Thomas, a ja wywróciłam oczami. Ciągle słyszałam to pytanie, trochę mnie to denerwowało. – Nie wywracaj oczami, tylko mów – zaśmiał się.
- Czuję się fenomenalnie. Słyszę to pytanie co chwilę, od niektórych osób co dziesięć minut – powiedziałam, mając na myśli Krafta. Nie, znów on. – Jest dobrze, tak naprawdę jest dobrze. Ostatnie tygodnie to właściwie sama prosta. Chociaż nie powiem, trochę denerwuję się, kiedy któryś z chłopaków mówi, że nie mam się czym przejmować, że wszystko będzie dobrze.
- Nie byli w takiej sytuacji, nie wiedzą co czujesz. Poza tym… nie oszukuj samej siebie, że jest tak dobrze. Przecież nie jest. Nawet u mnie nie jest, a minęło już tyle czasu – westchnął, a ja wbiłam w niego wzrok. Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że już całkowicie mu przeszło, że pogodził się z tym w stu procentach. Wiadomość, że jest inaczej wcale mi nie poprawia humoru. To znaczy, że i mi nigdy nie przejdzie? Bujasz się wśród samych skoczków, jak ma ci przejść, powiedziałam do siebie w myślach.
- To nie tak, że jest źle. Po prostu… czasami jest świetnie. No wiesz, nawet o tym nie myślę i w ogóle, ale czasami mam ochotę po prostu się rozpłakać. Tyle, że nie mogę. Nie mogę, bo zaraz wszyscy będą skakali dookoła mnie, a ja tego nie znoszę. Widzę, że cierpią patrząc na mnie taką i jak odpuszczają ze wszystkim, żeby się mną zająć. – mówiłam, patrząc na Lilly, która biegała zbierając liście z ziemi.
- Mam dla ciebie złotą radę. Wszyscy to powtarzają, może słyszałaś? Masz ochotę płakać – płacz. Nie możesz dusić tych emocji w sobie. Możesz płakać, krzyczeć, biegać, ale nie zatrzymuj tego wszystkiego w sobie. Rozumiesz? – spojrzał na mnie, a ja tylko westchnęłam cicho. – To naprawdę pomaga. Mi pomogło.
- Tobie? – uniosłam brwi do góry, a Morgi się zaśmiał.
- Dziwi cię wizja płaczącego Morgensterna? Robiłem to w samotności, żeby nikt nie się martwił.
Przez chwilę próbowałam wyobrazić sobie Thomasa w tej jakże „niemęskiej” sytuacji, niestety było ciężko, nawet bardzo.
Całą drogę do domu, zastanawiałam się nad słowami Morgensterna. Wiedziałam, że miał rację. Kto jak nie on wiedział co czułam i co się działo? W dłoni trzymałam trzy liście, każdy w innym kolorze, które dała mi Lilly jako prezent. Mała była cudowna i tak bardzo podobna do swojego ojca. Nie tylko z wyglądu, ale i powoli dało się zauważyć charakter Morgiego.
- Cześć, mała – zaraz po wejściu do domu, zostałam przywitana przez Michaela. Ja mu dam mała.
- Cześć, olbrzymie – powiedziałam zaglądając do salonu, gdzie siedział nie kto inny tylko Stefan. Oni robią to specjalnie, westchnęłam w duchu. – O, hej – posłałam mu uśmiech, odwdzięczył się tym samym.
- Gdzie byłaś? Co to? – pytaniami obsypywał mnie Michi, kiedy weszłam do salonu i siadłam na fotel.
- Naprawdę nie wiesz co to jest? Liście. Dostałam od Lilly, bo byłam z nią i Morgim w parku – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. – To dziecko jest najlepsze.
- Pff, moje będzie lepsze
- Czy ja o czymś nie wiem? – wyszczerzyłam się w stronę dwudziestoczterolatka. – Claudia jest w ciąży?
- No coś ty! Kiedyś będzie, ale nie teraz
- Myślałam, że zostanę ciocią i będę bawiła małego Hayboecka – powiedziałam ze śmiechem.
- Jak chcesz bawić to sobie sama zrób – wystawił język w moją stronę, a ja wywróciłam oczami. – Na pewno chętny się znajdzie – nie mogło umknąć mojej uwadze, że spojrzał w stronę Krafta. Powariowali.

*


Leżałam w swoim łóżku, próbując zasnąć. Niestety bezskutecznie. Wciąż myślałam o rozmowie z Morgensternem, o tym co powiedział. Było mi go szkoda, przecież to nie jego wina, że musiał odejść. Teraz cierpiał, wciąż. Może i było o wiele lepiej, ale to nadal nie tak jak powinno być. Czy mnie też czekało cierpienie przez długi czas? Strasznie zazdrościłam Danieli, Jaci, Chiarze i Evie, że mogły skakać, że nadal tworzyły tę naszą niezwyciężoną reprezentację Austrii.  Zawsze uwielbiałam te wyjazdy na konkursy, podróżowanie… Trochę wstyd się przyznawać, ale praktycznie w ogóle nie myślałam o rodzinie. Michaela widywałam na niektórych skoczniach, gdzie oboje skakaliśmy w tych samych dniach. Alexa też widywałam, ale dużo rzadziej, mimo to nie tęskniłam jakoś specjalnie. Byłam pochłonięta skokami.
- Śpisz? – nagle drzwi się otworzyły, a ja zauważyłam swojego bliźniaka, nie wyglądał najlepiej.
- Nie – odpowiedziałam, zapalając lampkę przy łóżku. – Co jest?
- Nie mogę zasnąć, możemy pogadać?
- No to chodź tu – poklepałam miejsce obok siebie, uśmiechając się do brata. Coś się stało, ale byłam pewna, że wszystko mi powie.
Wszedł, zamykając za sobą drzwi, a potem położył się obok mnie, wślizgując się pod kołdrę. Westchnął ciężko, a ja czekałam, aż w końcu coś powie, bo w końcu przyszedł porozmawiać.
- Powiedz mi jak to jest z wami, dziewczynami – zaczął, patrząc na mnie. Zmarszczyłam brwi, zaczynało się ciekawie. – Lubicie jak facet jest zazdrosny czy nie?
- Trafiłeś do idealnej osoby jeśli chodzi o zazdrość – zaśmiałam się, przypinając sobie sytuacje z byłym chłopakiem rok temu. - Wiesz, to zależy
- Od czego?
- Fajnie jest widzieć, że chłopak jest zazdrosny, że zależy mu, ale…
- Zawsze jest jakieś „ale” – przerwał mi burknięciem.
- Daj mi skończyć – wywróciłam oczami, ale on tego raczej nie widział. – Robi się nie fajnie, kiedy facet kontroluje, wciąż robi awantury o nic… W związku ważne jest zaufanie.
- A jak facet przegląda SMSy dziewczyny? – zapytał niepewnie, a ja już wiedziałam o co chodzi.
- Proszę powiedz mi, że ty nie… - zaczęłam, a mój rozmówca spuścił wzrok. - Alex, czyś ty powariował?  Musisz jej ufać, przecież Ann jest w tobie po uszy zakochana, nie widzi świata poza tobą. Napraw to.
- Ale ona nie chce ze mną rozmawiać
- I chcesz się teraz poddać? Walcz, debilu. Jesteś Hayboeckiem, a my walczymy do końca – powiedziałam nie mając już kompletnie siły na niego.
- Jestem idiotą, wiem – powiedział, siadając i ukrył twarz w dłoniach. Moje serce łamało się na kawałeczki. Przytuliłam go.
- Jutro musisz z nią pogadać, rozumiesz? Wszystko będzie dobrze, ale musisz jej zaufać. Nie możesz jej ciągle pilnować, jasne? – powiedziałam poważnie.
- Dzięki, moja ulubiona siostro.
- Masz tylko jedną – zaśmiałam się.
- Ale za to najlepszą – zawtórował mi i wstał z łóżka. – A ty masz pogadać szczerze ze Stefanem. Możesz oszukać Michiego, nawet siebie, ale mnie nigdy nie oszukasz. Znam cię zbyt dobrze. Widzę jak na siebie patrzycie, poza tym… Przecież wy jesteś dla siebie stworzeni.
- Idź już. Dobranoc – powiedziałam lekko zirytowana, że znów poruszył ten temat, który dla mnie wydawał się już dawno skończony. Wzruszył ramionami i wyszedł. Padłam na poduszkę, wzdychając ciężko.
Dziękuję ci, mój kochany braciszku. Jak zwykle potrafisz wszystko zepsuć.
Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Do ręki wzięłam swoją komórkę i odczytałam SMSa od… Stefana.
Chciałem tylko życzyć Ci miłej nocy, chociaż pewnie już śpisz. Dobranoc :)
Przez chwilę zastanawiałam się czy powinnam mu odpisać. Znów złapałam się na tym, że wywołał uśmiech na mojej twarzy. Postanowiłam mu odpowiedzieć.
Jeszcze nie śpię, ale próbuję. Dziękuję i wzajemnie! :)
Przymknęłam powieki i chwilę później już zasnęłam.

______________
Przybywam z trzecim rozdziałem.
Przyznam się, że tym razem naprawdę nie mam na co narzekać, co jest dziwne xD
Widziałyście nową reklamę Volksbanku? :D Stefan... xD
Trzymajcie się tam, buziaki :*

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział II

Siedziałam na betonowym murku niedaleko rzeki Inn, w miejscu, w którym zawsze przebywałam w nieciekawych momentach życia. Jedyną osobą, która wiedziała, gdzie mnie szukać w razie czegoś, był Alex. Oboje uwielbialiśmy to miejsce. Było ciche i spokojne, nigdy nikogo tam nie było. Mogliśmy przemyśleć  różne sprawy z dala od innych.
Pogoda była naprawdę piękna. Słońce świeciło, wiatr wiał jedynie od czasu do czasu.  
- Jeśli nie wiesz, gdzie jest Clara, przyjdź nad Inn – usłyszałam głos mojego bliźniaka, który chwilę później siedział obok mnie. – Co tym razem?
- Nic – wzruszyłam ramionami i spojrzałam pytająco na niego. – Nie mogę przyjść tu tak po prostu? Czy od razu musi być jakiś powód?
- Zwykle, kiedy któreś z nas tu przychodzi, jest jakiś powód. Najczęściej niezbyt szczęśliwy – delikatnie dotknął mój nos palcem wskazującym.
- Nic się nie stało. Chciałam po prostu posiedzieć i pomyśleć, chciałam być sama – zaakcentowałam ostatnie słowo, wbijając wzrok w Alexa. Miałam nadzieję, że załapie i zostawi mnie samą. Chociaż znając inteligencję mojego, niestety, bliźniaka nie mogłam liczyć na zbyt wiele. Spojrzał na mnie z głupią miną. Miałam ochotę go uderzyć w głowę. Jak on mnie czasami doprowadzał do szału, to brak słów.
- O nie, moja droga siostro – wyszczerzył się. – Alex wysłucha. O czym to chciałaś pomyśleć? – poruszył zabawnie brwiami, a ja mimo, że nie chciałam, wybuchłam śmiechem. – Może powinienem zapytać o kim – znów to zrobił.
- Alexandrze Hayboeck, grabisz sobie, młody człowieku – pogroziłam mu palcem.
- Jestem od ciebie starszy! – powiedział z udawanym oburzeniem.
- Tak, o całe dziewięć minut – wywróciłam teatralnie oczami, a kiedy napotkałam jego spojrzenie, dodałam: - O niczym specjalnym, tym bardziej nikim. Po prostu to co powiedział Stefan ostatnim razem, kiedy nas odwiedził… Jak mogłam tego nie widzieć, jak wszyscy się starali, przez ten cały czas byli ze mną i naprawdę im zależało, żebym doszła do siebie? Przecież to takie oczywiste. Już bardziej przyjmowałam pomoc fanów niż własnej rodziny. Muszę im to jakoś wynagrodzić – uśmiechnęłam się i położyłam głowę na ramieniu brata.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim dość długo. Mimo wad, które posiadał Alex, był świetnym bratem i przyjacielem. Potrafił mnie rozweselić jednym gestem, rozumiał bez słów, wiedział doskonale, kiedy nie było dobrze. Czasami mówiliśmy, że to taki gratis do bycia bliźniętami. Kochałam tego mojego spóźnialskiego, zapominalskiego brata. Bez niego moje życie byłoby nudne, tak jak bez Michaela, który w rodzinie znany był jako „ten wiecznie głodny”. Obaj byli niezastąpieni! Stefan też, chociaż przez wiele lat po prostu nie mieliśmy tak dobrego kontaktu ze sobą, jak teraz. W końcu był starszy o sześć lat i kiedy byłam małą dziewczynką, nie chciał się ze mną bawić. Teraz jednak między nami było świetnie. Stefek, który w rodzeństwie był tym wiecznie narzekającym, był wkurzający, ale nigdy nikogo nie udawał, zawsze był sobą. Ja z naszej czwórki byłam… największym śpiochem, nadal jestem. Nie znosiłam nigdy wczesnego wstawania i rozstawania się z łóżkiem. Męczarnią była pobudka o świcie i rozbudzający bieg po okolicy. Mimo wszystko, lubiłam biegać. Tyle, że nie o piątej rano.

*

Kiedy tylko rozpoczął się sezon letni, dom opustoszał. Michael wyjechał na Grand Prix, a Alex na Puchar Kontynentalny. Dni mijały mi na spacerach, rozmowach z rodzicami (zwłaszcza z mamą) oraz odbieraniu telefonów od braci i Krafta. Wciąż im powtarzałam, że wszystko jest dobrze i nie mają powodów do zamartwień. Odkąd doszło do mnie, że wszyscy starają się dla mnie, coś się zmieniło. Spędzałam długie godziny ze Stefanem na rozmowach, grze w Fifę i spacerach, z Michaelem na oglądaniu filmów wieczorem i wspominaniu dzieciństwa, a z mamą na plotkowaniu. Mój kontakt z nimi się poprawił, może i spędzałam trochę mniej czasu z Alexem, ale nie wydawał się być zły z tego powodu. Częściej znikał z Ann, spędzał z nią dużo czasu. Chyba dobrze się stało. Ich związek kwitł, a mnie bardzo cieszył taki stan rzeczy.
Dni mijały wolno, w takich momentach doceniałam towarzystwo mojego rodzeństwa. Kiedyś nie potrafiliśmy się dogadywać, w domu ciągle się kłóciliśmy i biliśmy. Nawet nie chciałam wiedzieć jak udawało się rodzicom wytrzymać z naszą rozwydrzoną czwórką. Miałam jedynie nadzieję, że w przyszłości nie będę miała takich dzieci, jakimi byliśmy my. Nie zmienia to faktu, że po wielu wzlotach i upadkach, byliśmy zgrani i kochaliśmy się. Pomagaliśmy sobie w trudnych momentach i zawsze mogliśmy liczyć na siebie. Nic nadzwyczajnego, jednakże dającego cudowne poczucie bezpieczeństwa. Przynajmniej ja czułam się bezpieczna z nimi. Nie mogłam się doczekać, aż chłopcy powrócą z zawodów. Jeśli chodziło o Alexa to miał do domu zawitać dopiero po zakończeniu cyklu Letniego Pucharu Kontynentalnego, który kończył się trochę później niż Letnie Grand Prix.
Każde zawody oglądałam w wielkim skupieniu w telewizji. Czułam ukłucia w sercu, ale musiałam dać radę. Nie chciałam znów mieć dołka i stawiać tym samym wszystkich na nogi. Już ze zbyt wielu rzeczy zrezygnowali dla mnie. Musieli być skupieni na swojej pracy. Kiedy w końcu nadszedł dzień, w którym do domu miał wrócić Michael, cieszyłam się niezmiernie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mogłam za nim tęsknić tak mocno. Kiedy sama skakałam, nie zwracałam większej uwagi na obecność brata czy jej brak, ale teraz to się zmieniło. Gdy tylko drzwi wejściowe się otworzyły, a ja zauważyłam blond czuprynę dwudziestoczterolatka, rzuciłam się mu na szyję. Ten był widocznie zaskoczony moją reakcją, ale czego mogłam się spodziewać po bracie, z którym w dzieciństwie biłam się o zabawki?
- Jesteś jak taki malutki szczeniaczek, który cieszy jak jego pan wraca do domu – potargał moje włosy, a ja jęknęłam niezadowolona. – No chodź tu, maleńka – zaśmiał się i znów mnie przytulił.
Uwielbiałam go. Był świetny, wspierał, pocieszał, rozśmieszał do łez, rozumiał. Jak mogłam nie widzieć tego wcześniej?
- Kiedy wpadnie Stefan? – zapytałam, ale Michi od razu odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie unosząc brew, a potem szeroko się wyszczerzył. Chwilę później w drzwiach pojawił się sam Kraft.
- Cześć Claro – uśmiechnął się do mnie, a ja od razu go przytuliłam. – Widziałaś jak skopałem wszystkim tyłki w Ałmatach?
- Nie mogłam tego ominąć
- Jak się czujesz? – zapytał zatroskany, a ja wywróciłam teatralnie oczami i uśmiechnęłam się.
- Jest dobrze. Właśnie zrobiłam kolację, zjesz z nami? Rodzice gdzieś pojechali – wciągnęłam go w głąb domu i zamknęłam drzwi. – Michiego nawet pytać nie trzeba, już grzecznie siedzi przy stole – pokręciłam głową.
Kolacja minęła nam w znakomitych nastrojach. Chłopacy opowiadali o tym co działo się podczas zawodów, ich wygłupach i wszystkich śmiesznych i żenujących sytuacjach. Wypytywali mnie też o to co robiłam, gdy ich nie było i jak się czułam. Nie znosiłam kiedy co chwilę dopytywali, ale starałam się nie unosić, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że robili to tylko dlatego, że martwili się o mnie. Byli najlepsi i te ostatnie tygodnie sprawiły, że staliśmy się jeszcze bliżsi sobie. Czułam się fantastycznie w ich towarzystwie. Zaraz po skończonym posiłku, obaj rozsiedli się przed telewizorem i włączyli jakiś mecz. Posprzątałam ze stołu i dołączyłam do nich.
- Nie wiecie nawet ile bym zrobił, żeby Claudia była taka – w pewnym momencie odezwał się Michael, ale nie bardzo wiedziałam o co mu chodziło. – Żeby oglądała ze mną mecze, grała w Fifę i chodziła na skocznię – westchnął, a ja spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. – Ta tylko narzeka, że nie chodzę z nią na zakupy i plotki z jej koleżankami. Czemu ty jesteś taka? – spojrzał na mnie, a ja wybuchłam śmiechem.
- Bo mam trzech braci, którzy w dzieciństwie zastępowali mi koleżanki – powiedziałam i położyłam stopy na kanapie, a później przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej. – Chciałam skakać, a przez to jakoś żadna nie chciała się ze mną kolegować. Nie żałuję – uśmiechnęłam się na same wspomnienia dzieciństwa i wszystkich tych momentów na skoczni. – Kto wie co by ze mnie wyrosło? Chociaż patrząc na niektóre znajome z mojej byłej szkoły, pewnie miałabym już dwójkę dzieci, a trzecie w drodze.
- Dobrze, że taka jesteś – powiedział Kraft. – Lubię Cię taką jaką jesteś.
- Och, jak słodko – powiedział blondyn i objął mnie ramieniem. – Wiesz, Stefciu, to moja ukochana siostra, a nie jakaś pierwsza lepsza dziewczyna.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele – wyrwałam się z jego ramion i uniosłam kąciki ust. – Idę do łazienki, krzyczcie jak ktoś strzeli.
Kiedy szłam, zauważyłam kątem oka jak Michael poruszał brwiami w stronę przyjaciela, za co chwilę później oberwał. Zachichotałam cicho i kręcąc głową weszłam do łazienki. Odetchnęłam głęboko. Oparłam się o zlew i spojrzałam na swoją twarz. Wyglądałam o wiele lepiej niż kilka tygodni wcześniej. Wszystko w końcu zaczęło wracać do normy, ja zaczynałam czuć się lepiej i wspominanie o skakaniu już tak bardzo nie bolało. Wciąż nie potrafiłam sobie z tym wszystkim radzić jak należy, ale dawałam radę. Musiałam. Kiedy zeszłam, zastałam chłopaków w takim samym stanie, w jakim ich zostawiłam. Usiadłam i spojrzałam na wynik. 1:0
- Mieliście krzyczeć jak ktoś strzeli – udałam obrażoną i znów przyciągnęłam kolana do siebie. Chwilę później gumka, którą miałam związane włosy pękła i wyswobodziła moje blond kudełki. – Ups, pękła gumka – westchnęłam, a obaj moi towarzysze się zaśmiali.
Pokręciłam głową, oni byli niemożliwi, niereformowalni i nie do zniesienia. Tyle, że bez nich było nudno, smutno i pusto. Poprawiłam moje długie włosy i objęłam obu i przyciągnęłam do siebie. Byłam szczęśliwa.

*

Dwa tygodnie później zostałam brutalnie wyciągnięta z własnego domu przez Jacqueline Seifriedsberger i Chiarę Hölzl. Trochę zdziwiłam się ich odwiedzinami, ale i ucieszyłam. Dawno nie rozmawiałam z żadną z zawodniczek, z którymi kiedyś spędzałam dużo czasu na zgrupowaniach i zawodach. Zabrały mnie na jakąś imprezę. W końcu, pierwszy raz od dawna mogłam się rozerwać, przestać myśleć o całym świecie, mogłam po prostu się zabawić.
Jako, że sezon letni się skończył, dziewczyny mogły pozwolić sobie na chwilę zapomnienia. Ja nie za bardzo lubiłam pić, ale stwierdziłam, że od czasu do czasu mogę zaszaleć. W moich zamiarach nie było nawalenie się, ale lekkie poprawienie humoru. Rozmawiało nam się świetnie, kompletnie zapomniałam jak towarzystwo dziewczyn było świetne. Może nie były tak cudowne jak moi bracia i Kraft, ale naprawdę zapominałam o wszystkim będąc z nimi.
- Nie znałam cię od tej strony – zaśmiałam się, widząc jak szybko blondynka wypiła drinka. – Chiaro, dopiero co skończyłaś osiemnastkę, a już tak niegrzecznie się bawisz? – pogroziłam jej palcem, ale dziewczyna tylko wywróciła oczami i ruszyła na parkiet.
Niedługo potem Jaci także postanowiła potańczyć, a ja musiałam dopić do końca.
- Michael wie co robisz? – usłyszałam za sobą męski głos, a kiedy tylko się odwróciłam zobaczyłam Krafta, a tuż obok niego stał Thomas Diethart trzymający dłoń swojej dziewczyny, jednak oboje byli zajęci sobą, nawet mnie nie zauważyli. Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na Stefana z uniesionymi brwiami.
- Mam dwadzieścia lat, czyż nie? – wzięłam kolejnego łyka, na szczęście już ostatniego. – Jaci i Chiara mnie wyciągnęły – wskazałam dłonią na parkiet, gdzie obie tańczyły z jakimiś obcymi mężczyznami.
- Zatańczysz? – uśmiechnął się do mnie zniewalająco, a ja kiwnęłam głową i złapałam jego dłoń, którą wyciągnął w moją stronę.
W towarzystwie bruneta bawiłam się świetnie, o wiele lepiej niż z Chiarą i Jacqueline. Tańczyliśmy praktycznie cały czas. Musiałam przyznać, że był świetnym tancerzem, może nie tak dobrym jak skoczkiem, ale i tak mi imponował. Przetańczyliśmy prawie całą noc. Kiedy już wyszliśmy z klubu z bolącymi nogami, ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- Bawiłam się świetnie, dziękuję – powiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ja również. Cieszę się, że tam byłaś, bo z Thomasem i Anną… – wzruszył ramionami. – Czułem się głupio, ale tak nalegali żebym z nimi poszedł. Z chęcią bym to powtórzył – uśmiechnął się, a ja zbliżyłam do jego ciepłego ciała. – Zimno ci?
- Trochę – przygryzłam wargę, a brunet objął mnie i szliśmy dalej. Czułam się doskonale w jego towarzystwie, w pobliżu niego byłam bezpieczna. – Dlaczego nie zabrałeś ze sobą Michiego?
- Umówił się z Claudią. Nie chciałem im przeszkadzać, chociaż odkąd nie jestem z Marisą, ciągle to robię – westchnął. – Czemu muszę mieć takiego pecha?
- Marisa nie była ciebie warta. Mam nadzieję, że wiesz o tym. Byłeś jej oddany, wierny, a ona… Puszczała się za twoimi plecami – powiedziałam, ale po chwili ugryzłam się w język. – Przepraszam, chyba nie powinnam…
- W porządku, Claro – uniósł kąciki ust. – Przeszło mi, całkowicie.
Rozmawialiśmy jeszcze przez resztę drogi, ale już na bardziej codzienne tematy. Kiedy tylko znaleźliśmy się pod moim domem, zauważyłam, że mimo że było dobrze po drugiej w nocy, światło w pokoju Alexa się paliło. Ustałam przed drzwiami i spojrzałam na stojącego naprzeciwko Stefana, który trzymał dłonie w kieszeniach swoich czarnych spodni i spoglądał na czubki swoich butów. Uśmiechnęłam się do siebie i chwilę przyglądałam brunetowi, czekając, aż podniesie wzrok. Minęło sporo czasu, ale w końcu spojrzał na mnie, dłonie wyciągnął z kieszeni i uśmiechnął się delikatnie. Zbliżyłam się do niego i przytuliłam. Ciepło bijące z jego ciała, rozgrzewało moją zmarzniętą skórę. W uścisku trwaliśmy chyba trochę zbyt długo, ale nie wydawało mi się, żeby mu to przeszkadzało. Tym bardziej mi. W końcu się pożegnaliśmy, a ja weszłam do środka. Kiedy po cichu szłam schodami na górę, do mojego pokoju, natknęłam się na swojego bliźniaka, jednak przez panujący mrok, nie widziałam jego twarzy. To chyba nawet dobrze. Kiedy weszłam do swojej sypialni, on wszedł za mną. Spojrzałam na niego wyczekująco, a ten jedynie poruszył brwiami i rzucił się na moje łóżko. Miałam ochotę wywalić go, byłam zmęczona i jedyne o czym marzyłam to sen. Ten irytujący blondas nie był uwzględniony w planach.
- Jak tam randka? – zapytał, a ja zrobiłam wielkie oczy. Jaka randka? Pewnie zobaczył mnie z Kraftem przed domem i stwierdził, że się z kimś umówiłam. – Zawsze wiedziałem, że kiedyś skończysz ze Stefanem, ale nie wiedziałem, że tak szybko – poruszył brwiami, a potem oberwał ode mnie poduszką. Złapał się za głowę i zaczął rozmasowywać bolące miejsce.
- Upadłeś na głowę? To nie była randka. Przypadkowo się spotkaliśmy w klubie – powiedziałam, ale chyba nie przekonałam go tymi słowami. – Jeśli by coś było między nami, ale nie jest, byłbyś pierwszą osobą, której bym powiedziała. Teraz bardzo ładnie cię proszę, wyjdź. Chcę spać, jestem wykończona.
- Czym? – zapytał, ignorując moją prośbę, nadal leżał w moim łóżku. – Albo lepiej nie odpowiadaj. Doskonale wiem co się dzieje w klubowych toaletach – zarechotał, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
Nie krzycz, jest środek nocy, powtarzałam sobie w myślach.
- Alex, do cholery, przestań. Nic mnie nie łączy ze Stefanem. Jesteśmy przyjaciółmi i to chyba normalne, że czasami gdzieś razem wychodzimy – powiedziałam dobitnie. – I nie. Nie jestem tym zmęczona. Jakbyś mnie czasami słuchał, wiedziałbyś…
- Tak, tak – wywrócił oczami. – Widzę, że nawet normalnie nie można z tobą pogadać. Wychodzę – wstał i wyszedł, nawet nie życząc dobrej nocy. Typowy Alex.
Przebrałam się w piżamę, którą w moim wypadku była za duża koszulka z logiem austriackich skoków. Kiedy tylko położyłam się pod kołdrą, myślami wróciłam do imprezy, którą spędziłam w towarzystwie dziewczyn i Stefana. Później pomyślałam o słowach mojego brata. Przecież nic nie było między mną a Kraftem, jedynie przyjaźń, chęć pomocy sobie nawzajem… Tyle. Zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.

_______________
Oto i przybywam do Was z drugim rozdziałem, który jest... dziwny, a nawet bardzo. Ale nie będę narzekała, bo wiem jak to się kończy :D
Ściskam :*

piątek, 6 listopada 2015

Rozdział I

Od zakończenia mojej kariery minęły dwa miesiące. Niesamowicie długie i męczące dwa miesiące. Z dnia na dzień czułam się coraz lepiej, jednak każdorazowe wspomnienie o skokach narciarskich bolało. Starałam się trzymać dzielnie, czasami wychodziło mi to lepiej, a czasami gorzej. Spędzałam długie godziny z Alexem w „naszym miejscu”. On był jedyną osobą, która mi pomagała. Mimo starań, ani Michael ani Stefan nie potrafili mi ulżyć w cierpieniu. W domu coraz rzadziej mówiono o skokach, wszelkie nagrody zostały pochowane. Zwłaszcza moje. Od czasu do czasu zaglądałam do kartonu i wpatrywałam w trofea. Moje serce zbyt mocno łaknęło tego, chociaż rozum mówił nie. Wciąż tęskniłam, ale nauczyłam się brać z życia jak najwięcej. Czasami chodziłam z chłopakami na skocznię, przyglądałam się im skaczącym i uśmiechałam. Mimo tęsknoty, nie chciałam już wracać. Zdałam sobie sprawę, że mogłabym wtedy skończyć o wiele gorzej. Moje myślenie zmieniło się dopiero po rozmowie z Thomasem Morgensternem, który przekonał mnie wtedy, że nie warto iść w zaparte. Powiedział, że powinnam usunąć się ze skoków, bo po jednym wypadku przychodzi kolejny. Czy postępowałabym mądrze i rozsądnie, siadając na belkę, mimo ostrzeżeń i zakazów lekarzy? Nie. Dlatego też nie chciałam już tego kontynuować. Wystarczyło mi wspieranie moich cudownych braci oraz innych reprezentantów Austrii.
Stałam, wpatrując się w skocznie Bergisel, z myślą o mnie siedzącej na belce. Cenne wspomnienia, które już na zawsze pozostaną ze mną. Z uśmiechem na ustach przypomniałam sobie, że to właśnie mój brat ustanowił nieoficjalny rekord skoczni w Innsbrucku. Gdyby tylko nie podparł skoku… Pokręciłam głową z uśmiechem na ustach.
- Też czasem tu przychodzę i wspominam – usłyszałam za sobą znajomy głos.
Kiedy się odwróciłam, ujrzałam Thomasa Morgensterna, który szedł w moją stronę z uśmiechem na ustach. Ustał obok mnie i spojrzał na Bergisel. Doskonale znałam jego myśli w tamtej chwili, były takie jak moje. Cieszyłam się, że był ktoś, kto rozumiał mnie i wiedział co działo się ze mną zaraz po odejściu. Z rozmyśleń wyrwał mnie, cichy śmiech Morgiego. Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
-Pamiętam, że kiedyś twoja mama wpadła do nas na trening i powiedziała coś w stylu „Michi, kochanie, wziąłeś skarpety Clary”. Wyobraź sobie reakcję reszty, biedny Diethart prawie się udusił ze śmiechu – zarechotał.
- Bo wziął! – żachnęłam się, a po chwili także cicho zachichotałam. – Stwierdziłyśmy, że go ukażemy za branie nie swoich rzeczy, więc mama go odwiedziła.
- Ukartowałyście to – słusznie zauważył, wciąż się śmiejąc.
- Taka rola kobiet w rodzinie Hayboecków – wzruszyłam tylko ramionami, a potem znów wpatrywałam się przed siebie. – Chciałeś wrócić? To znaczy… Jak zakończyłeś karierę chciałeś wrócić?
- Nie – odpowiedział szybko. – Wiedziałem, że kolejny wypadek może skończyć się tragedią, a nie chciałem, żeby… No wiesz, nie było mnie przy Lilly już nigdy.
- Zrobiłeś to dla niej – uśmiechnęłam się delikatnie. Thomas był cudownym ojcem i mimo popełnionych błędów w przeszłości, naprawdę się starał.
- Ty zrobiłaś to dla Alexa – powiedział, a ja zacisnęłam usta. – Nie dałby sobie rady bez ciebie, ty to wiesz – czułam na sobie jego wzrok.
Wiedziałam, że miał rację. Alex nie poradziłby sobie beze mnie, ale będąc szczerą to i ja nie poradziłabym sobie bez niego. To nie tak, że reszta rodziny nie była dla mnie ważna, ale jedynie on znał mnie tak doskonale. Wiedział o mnie wszystko. Mieliśmy swoje tajne miejsce, gdzie zawsze uciekaliśmy, kiedy problemy się tak nasilały, że nie mieliśmy pojęcia co dalej robić. Zawsze byliśmy razem i to on był moim najlepszym przyjacielem. Gdy się urodziliśmy i położyli nas obok siebie, trzymaliśmy się za dłonie. Już wtedy byliśmy ze sobą związani emocjonalnie.
- Alex mnie potrzebuje, a ja potrzebuję jego – powiedziałam i spojrzałam jak Morgi z szeroko otwartymi oczami znów wodzi wzrokiem po Bergisel. – Robi się już późno
- Odwieść cię do domu? – zapytał, a ja pokiwałam głową przecząco. – Jesteś pewna?
- W stu procentach – uśmiechnęłam się.
Po raz kolejny tego dnia wbiłam wzrok w skocznię. Westchnęłam ciężko. Jak to wszystko mogło się tak potoczyć?
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Nie śpieszyłam się, nie miałam po co, a pogoda była naprawdę ładna, chociaż na niebie było sporo chmur. Kilka kroków przed domem zaczął padać deszcz, który od zawsze uwielbiałam. Ustałam i napawałam się kroplami wody, spływającymi po moim ciele. Minęła dłuższa chwila nim zdecydowałam się wejść do środka. Kiedy otworzyłam drzwi, dobiegły mnie męskie głosy z salonu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Stefan znów siedział z Michaelem i grali w Fifę. Ściągnęłam z siebie buty i weszłam do pomieszczenia. Zaczęłam cicho chichotać, kiedy tylko zauważyłam, że mój braciszek klęczał obok telewizora z padem w dłoniach. Krafti za to siedział grzecznie na kanapie i przygryzał jedynie dolną wargę. Zaczynałam myśleć, że ostatnio spędzał więcej czasu w naszym domu, niż swoim. Gdyby nie to, że Michi czasem wychodził ze swoją dziewczyną, Stefan chyba już by tu mieszkał. To nie tak, że go nie lubiłam, bo była wręcz przeciwnie, a jego obecność mi nie przeszkadzała, po prostu czasami czułam się trochę skrępowana, kiedy widział mnie w momentach, w których nie powinien.
- Michi, adoracja Xboxa? – zapytałam ze śmiechem, a moment później, na krótką chwilę, obaj odwrócili wzrok w moją stronę. – Hej, Krafti
- Hej, hej – powiedział pośpiesznie, a zaraz po tym także zszedł z kanapy oraz padł przed telewizorem, minęło kilkanaście sekund i strzelił wyrównującego gola.
- Już wróciłaś? – zapytał Michael, starając się zagłuszyć dziką radość swojego przyjaciela.
Nim zdążyłam odpowiedzieć, zauważyłam schodzącego ze schodów mojego bliźniaka, a zaraz za nim szła brązowowłosa piękność, niejaka Ann. Lubiłam ją, była taką zwykłą dziewczyną, naturalną i zabawną. Przeciwieństwo dziewczyny Michaela, Claudii. Ta nie wściekała się na swojego chłopaka o każdą błahostkę. Zaczynałam się nie dziwić, że Michi miał jej czasami dość. Po krótkiej wymianie zdań, Ann wyszła z Alexem. Musieli się żegnać bardzo dogłębnie, bo ten wrócił dopiero po jakiś dziesięciu minutach. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, kiedy wszedł do domu. Ten z szerokim uśmiechem lekko dźgnął mnie w żebro, a potem wrócił do siebie.
- Mogę? – zaczęłam wpatrywać się błagalnie w chłopaków, kiedy mieli zamiar zagrać kolejny mecz. – Tylko jeden – pokazałam palec i uśmiechnęłam się delikatnie.
Michi stwierdził, że miał coś bardzo ważnego do załatwienia, więc podał mi swojego pada i wychodząc jeszcze szepnął, że mam rozwalić Krafta. Zaśmiałam się z jego głupoty i usiadłam na kanapie obok bruneta, który szczerzył się do mnie jak głupi. Na pytanie o co mu chodziło, odpowiedział jedynie, że nie wiedział, że grałam. No to się zdziwisz, kolego! Już po kilku minutach, Stefan siedział z szeroko otwartymi ustami. Mamrotał raz do raz coś pod nosem, ale go nie słuchałam. Kiedy przegrywał dwoma bramkami do przerwy, zaczął swój wywód na temat tego, że nie był przygotowany na to i nie miał pojęcia, że tak dobrze grałam. W drugiej połowie wziął się trochę w garść, ale mimo moich próśb i nalegań, by nie dawał mi się, definitywnie grał słabiej niż zwykle, prawdopodobnie, by dać mi satysfakcję ze zwycięstwa.
- Wiem, że mi się dałeś – powiedziałam, kiedy mecz, który wygrałam 5:3, się skończył. – Widziałam jak grałeś z Michaelem. To nie było twoje sto procent.
- Rewanż? – uniósł brew do góry, a ja od razu się zgodziłam.

*

Leżałam na łóżku w moim pokoju z laptopem i przeglądałam swojego facebooka. Od czasu do czasu dostawałam wiadomości w stylu: „Brakuje nam Ciebie na skoczni” albo „Trzymaj się i pamiętaj, że zawsze będziemy z Tobą”. Miałam wtedy różne myśli, ale przede wszystkim wiedziałam, że mimo tych dwóch miesięcy, ludzie nadal o mnie nie zapomnieli i nadal byli ze mną. Cieszyło mnie to ogromnie, tym bardziej, że potrzebowałam tego. Nie chciałam zostać zapomniana, może było to trochę głupie i egoistyczne myślenie, ale musiałam wiedzieć, że nadal coś znaczę. Niekoniecznie na skoczniach świata. Starałam też trzymać się z dala od przeróżnych artykułów i plotek na swój temat, bo wiedziałam, że to mogłoby mnie tylko zranić.
Nagle moje drzwi się otworzyły i zauważyłam blond czuprynę najstarszego z moich braci, Stefana. Nie mieszkał z nami, nie bywał też zbyt częstym gościem, ale starał się do nas zaglądać tak często jak tylko mógł. Uśmiechnęłam się szeroko, położyłam laptopa obok i wstałam z łóżka. Wtuliłam się w niego i nic nie mówiłam. Tęskniłam za nim, w ciągu ostatnich miesięcy był tylko dwa razy, głównie dla mnie.
- Chyba dorośliśmy. Takie przywitanie kilka lat temu nie przeszłoby – powiedział, kiedy się od niego oderwałam. – Raczej krzyczałabyś, że wchodzę bez pukania i, że mam spadać.
- Znasz mnie – zaśmiałam się, na co ten tylko rozczochrał mi włosy. – Nadal twierdzę, że powinieneś pukać. Co byłoby, gdybym była z chłopakiem w niedwuznacznej sytuacji? – uniosłam brew, a Stefan otworzył szerzej oczy, a chwilę później wybuchł śmiechem.
- Po pierwsze, nie masz chłopaka, a po drugie to w tym domu nikt nie puka – pokręcił głową.
- Dlatego Kraft przebywa tu częściej niż Claudia czy Ann – zarechotałam.
- Jak się trzymasz? – usiadł na moim łóżku. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam  na niego badawczo.
- Trzymam się – usiadłam obok i zaczęłam bawić się moimi dłońmi. – Alex mi pomaga.
- Znów to samo
- Co masz na myśli? – spojrzałam ze zdziwieniem.
Stefan zaczął niespokojnie zaciskać pięść, był zdenerwowany. Wiedziałam, bo wszyscy w rodzinie mieliśmy taki tik. Spojrzał na mnie pustym wzrokiem.
- „Alex mi pomaga”. Czy ty kiedykolwiek zauważysz, że my wszyscy się staramy? Ja, Michi, rodzice, nawet Kraft, a może w szczególności on. Nie przyjmujesz niczyjej pomocy, tylko Alexa. Dobra, rozumiem. Jest twoim bliźniakiem, ale na miłość boską, nam też na tobie zależy, na twoim dobru i szczęściu. Nie widzisz jak Michi spieprza swój związek dla ciebie? Jak rodzice zarywają noce? Jak często Stefan tu przychodzi? To wszystko dzieje się dla ciebie. Każdy ci pomaga, a ty odtrącasz każdego kto nie jest Alexem!
Spuściłam głowę i poczułam jak łzy napływały do moich oczu. On miał rację, tak było. Wszyscy się starali, a ja… Nie pozwalałam im na to. Odtrącałam każdego, raniłam ich uczucia. Nie widziałam tego, albo nie chciałam. Wydawało mi się, że nikt nie mnie nie rozumie, ale przecież… Chcieli mnie zrozumieć, wesprzeć. Byli w każdej chwili, ciągle wypytywali o to, co robiłam, gdzie byłam. Martwili się, a ja zarzucałam im wtrącanie się w moje życie. Gdybym tylko wiedziała wcześniej. Trzeba było jedynie pomyśleć, powiedziałam do siebie w głowie. Po moim policzku spłynęła łza, jednak szybko ją wytarłam. Podniosłam wzrok i wbiłam go w brata. Twarz ukrył w dłoniach, przeżywał to. Był na mnie zły, ale jednocześnie się o mnie martwił. Ślepa i głupia idiotka, pomyślałam.
- Wiem – westchnęłam, a blondyn spojrzał na mnie. – Przepraszam, ja… Nie miałam pojęcia, nie widziałam tego, ale wiem, że zachowałam się jak ostatnia idiotka nie pozwalając sobie pomóc. Potrzebowałam tej pomocy, nadal jej potrzebuję. Nie sądziłam, że wszyscy się tak mną przejmiecie – powiedziałam i wytarłam kolejną łzę.
- Zawsze będziemy się tobą przejmować, zależy nam na tobie i twoim szczęściu – powiedział, a ja od razu się uśmiechnęłam. – Nie wierzysz, że jesteś ważna dla nas wszystkich? Pokażę ci.
Wstał i wyczekująco spojrzał na mnie. Uniosłam jedną brew i ruszyłam za nim. Wyszliśmy z mojego pokoju i weszliśmy do pomieszczenia znajdującego się tuż obok – królestwa Michaela. Jak mogłam się domyślić, był tam też Krafti. Spojrzeli pytająco, a kiedy zauważyli mnie i moją twarz, która prawdopodobnie nie wyglądał najlepiej, zastopowali grę.
- Powiedzcie czy Clara jest dla was ważna? Czy zależy wam na jej dobru i szczęściu? – zapytał, obejmując mnie.
- No jasne, że tak – Michi powiedział to jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Spojrzałam na bruneta, który skinął głową.
- Zawsze – kiedy to powiedział, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- O co chodzi? – zmarszczył brwi Michael.
- Nasza kochana Clara nie wierzy, że staramy się jej pomóc i zależy nam na niej – powiedział najstarszy, brzmiał jak… obrażony. – Widzisz? – wywrócił oczami i wziął jednego Mannera z łóżka.
- Grasz? – zapytał Kraft z ognikami w oczach. Chyba chciał się odegrać za te kilka polegnięć ostatnim razem. Nie miałam na to zbytniej ochoty, chciałam po prostu pomyśleć o tym czego się dowiedziałam. Pokiwałam przecząco głową. – Nie daj się prosić.
- Innym razem. Chcę się jeszcze pocieszyć tymi wygranymi – uśmiechnęłam się i pociągnęłam najstarszego brata za rękę. – Chodź, zostawmy zakochańców – zaśmiałam się.
- Oberwiesz za to – warknął Michi, a ja przygryzłam wargę, by się nie zaśmiać.
- Tylko na to czekam – posłałam im buziaka w powietrzu i wyszłam z pokoju.
- Widzisz, młoda? Wszyscy cię kochają – z pełną buzią powiedział Stefan, znów potargał moje włosy, a potem minął i zszedł na dół.
Naprawdę byliśmy spokrewnieni?
___________________
Witam Was serdecznie w ten chłodny, ale dość pogodny dzień.
Cieszę się ogromnie, że prolog przypadł Wam wszystkim do gustu. Nie macie nawet pojęcia ile to dla mnie znaczy. 
Oddaję w Wasze ręce pierwszy rozdział opowiadana, w którym skoki i Fifa odegrają ważną rolę. Sama ogrywam czasami brata czy jego kolegów, więc można powiedzieć, że jestem troszeczkę jak nasza Clara.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Nie jest najwyższych lotów, ale początki są strasznie trudne. 
Czekam na Wasze opinie.
Buziaki :*